Kilka dni temu grupa aktywistek umieściła na kilku warszawskich pomnikach tęczowe flagi – bardzo szybko pojawiły się informacje, że kobiety zostały zatrzymane za „obrazę uczuć religijnych i znieważenie warszawskich pomników”. Jedna z nich została aresztowana ulicy, inna podczas pobytu na południu Polski. Całą akcję relacjonowała stołeczna policja – poinformowała na swoim Twitterze, że „zatrzymanie pozostałych to tylko kwestia czasu”.
Bez względu na to, jak odnosimy się do takiego pomysłu na manifestowanie swoich poglądów, należy zaznaczyć, że zachowanie policji i postawione kobietom zarzuty są nieproporcjonalne do ich czynów. Bez wątpienia jest to manifestacja siły dla celów propagandowych – sprawa jest przecież szeroko komentowana przez polityków Prawa i Sprawiedliwość, łącznie z Mateuszem Morawieckim. W swoim niepozbawionym nadmiernego patosu oświadczeniu napisał, że akcja miała miejsce w Warszawie, „która ucierpiała z rąk ludzi, którzy nie tolerowali innej wizji świata, niż ich własna”. Takie nawiązanie do hitlerowskich zbrodni jest co najmniej nie na miejscu.
Aresztowanie kobiet i mobilizację policji można bez wahania określić mianem widowiska.
Kawałek materiału przy warszawskiej syrence nie powinien być pretekstem do zatrzymywania obywateli – szczególnie, gdy istnieją dużo poważniejsze problemy, którymi powinny zajmować się służby.