Dzisiaj w nocy, gdy większość mieszkańców Polski zapewne będzie spać, Amerykanie będą oddawać głosy w wyborach na prezydenta USA. Tradycyjnie, w wyborach bierze udział dwóch liczących się kandydatów. Urzędujacemu republikaninowi Dodnaldowi Trumpowi wyzwanie rzucił Joe Biden z ramienia demokratów.
W normalnych okolicznościach zapewne długo debatowalibyśmy nad skutkami zwycięstwa każdego z nich – tym razem mamy jednak ułatwione zadanie, a wszystko za sprawą zachowania urzędującego prezydenta.
Na przestrzeni ostatnich 4 lat Donald Trump osiągnął niezaprzeczalny sukces w permanentnym kompromitowaniu siebie i państwa na czele którego stoi. Jego pierwsza kadencja upłynęła pod znakiem systemowego dzielenia Amerykanów, popierania fake newsów i antynaukowych bredni, reaninowanie niemal juz zapomnianego protekcjonizmu, a na koniec fatalne decyzje w zakresie walki z COVID. Jego jedyny sukces, czyli spadek bezrobocia to wyłącznie efekt doskonałej globalnej koniunktury panującej przez ostatnie lata – koniunktury którą pandemia przerwała.
W tym świetle hasło „keep America Great” brzmi jak ponury żart. Mamy wielką nadzieję, że prezydentem zostanie Joe Biden. Jego prezydentura jest dla Ameryki szansą – szansą na racjonalną politykę, zmierzającą do stabilnego rozwoju i realnego postępu.
Ale przewaga Bidena w kluczowych stanach jest niewielka. Tym samym walka będzie trwać do końca – a zdecydują Amerykańscy wyborcy.