Obecnie w Polsce oprócz wydatków na funkcjonowanie szkół występuje równieżsubwencja oświatowa – jest to dodatek przyznawany szkole na każdego uczącego się w niej ucznia. Nie jest on jednak identyczny dla wszystkich szkół w danej gminie, bowiem szkoły publiczne otrzymują wsparcie o około 50% większe, niż szkoły społeczne oraz prywatne.
Powstaje zasadne pytanie, dlaczego wykonawca jakiejś usługi ma otrzymywać większe wsparcie od państwa tylko dlatego, że jest usługodawcą publicznym? Nie trudno zauważyć, że szkoły prywatne bardzo często oferują wyższy poziom kształcenia, a już niemal zawsze są lepiej wyposażone.
Najlepszym lekarstwem dla systemu szkolnictwa jest jego urynkowienie, przy jednoczesnym zapewnieniu powszechnego dostępu. Te 2 cele idealnie spełnia bon oświatowy – polega on na podzieleniu pewnej części wydatków państwa na edukację przez liczbę uczniów, a następnie przekazania tych środków w formie bonu opiekunom, za który mogą wybrać najlepszą, w ich opinii, placówkę szkolną.
Bon oświatowy cieszy się uznaniem w wielu krajach. Najlepszym przykładem jest Szwecja – system urynkowienia szkolnictwa został wprowadzony w latach 1991-1994 przez rząd konserwatystów. Spodobał się do tego stopnia, że następujący rząd socjaldemokratów nie zdecydował się na jego anulowanie, a nowy system funkcjonuje tam do dziś.
Oczywiście, można alternatywnie rozważać ujednolicenie stawek subwencji oświatowej – takie rozwiązanie osiągnęłoby podobne efekty, w szczególności przyczyniłoby się do spadku wysokości czesnego w szkołach prywatnych, tym samym zwiększając dostęp do lepszej jakości edukacji dla uczniów z mniej zamożnych rodzin.
Dzięki wprowadzeniu podobnego systemu w Polsce, szkoły podlegałyby równej konkurencji na rynku – rywalizując między sobą o uczniów w bardziej bezpośredni i sprawiedliwy sposób, co w dłuższej perspektywie przyczyni się do poprawy jakości nauczania.