KE vs. PiS

Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że co jakiś czas politycy Prawa i Sprawiedliwości wracają do jednego ze swoich ulubionych „straszaków”- Unii Europejskiej. Do tej pory używany przez nich język nie był aż tak stanowczy, a podejmowane działania nie miały aż tak dużych konsekwencji.

Decyzja o wprowadzeniu mechanizmu „pieniądze za praworządność” spowodowało sprzeciw tylko dwóch państw – Polski i Węgier. Zarówno Mateusz Morawiecki, jak i Viktor Orban w ramach protestu wstępnie zawetowali też w ubiegły poniedziałek unijny budżet. Wszystko po to, by bronić „suwerreności i polskich interesów”. Tylko według wspomnianych liderów dwóch krajów, powiązanie wypłacania środków z praworządnością stanowi zagrożenie dla niezależności i może być narzędziem nacisku. Wbrew temu co mówią politycy Prawa i Sprawiedliwości, a przede wszytskim Mateusz Morawiecki – rozporządzenie zawiera wyliczenie, co może być łamaniem praworządnści, uniemożliwiając interpretowanie jej dowolnie. Zakłada przede wszystkim konieczność zapewnienia dostępu do niezależnych sądów czy środków odwoławczych. Unia Europejska nie ma kompetencji do narzucania krajom członkowskim rozwiązań z dziedziń społecznych, nie pozwala jej na to też wspomiane rozporządzenie. Oznacza to, że w imię walki z wymyślonym wrogiem, Polska może stracić miliardy euro unijnych pieniędzy.

Unia Europejska to przede wszystkim wspólne wartości, na które zgodziliśmy się wszyscy. Praworządność, według Traktatu o UE to legalizm, pewność prawa, trójpodział władzy czy równość wobec prawa – jakich wartości próbuje więc bronić Mateusz Morawiecki, sprzeciwiając sie tym?

NAPISZ DO NAS

Masz pytanie lub komentarz? Czekamy na Twoją wiadomość!

Wysyłanie

©2024 .Nowoczesna Wszelkie prawa zastrzeżone

Zaloguj się używając swojego loginu i hasła

Nie pamiętasz hasła ?