Skończmy z d’Hondtem!

Mało kto oddając głos w wyborach parlamentarnych zastanawia się, na czym polega ich „proporcjonalność”. Dlatego też zaskakujące dla wielu ludzi było to, że w 2019 roku PiS wygrało wybory z poparciem 43,59% społeczeństwa, a przedstawiciele tej partii otrzymali ponad połowę mandatów do Sejmu, bo aż 235 mandatów. Stało się tak ponieważ obecnie do przeliczania głosów używana jest metoda d’Hondta.

Dość powszechnie przyjęło się uważać, że premiuje ona popularne listy kosztem mniejszych. Jest to, poniekąd, prawda. Warto jednak zaznaczyć, że jest to tym bardziej intensywne zjawisko, w im mniejszych okręgach jest stosowana metoda. W przypadku bardzo małych okręgach, w szczególności w wyborach samorządowych, może pojawić się ukryty próg wyborczy w wysokości nawet kilkunastu procent.

Skrzywienie proporcjonalności zachodzi też w pprzypadku, gdy wiele ugrupowań nie przeskoczy progu wyborczego – w 2015 zdobyły one razem ~16% głosów! Efekt był taki, że 38% głosów dla PiS przełożyło się na 51% mandatów, 24% dla PO na 20%, zaś ucierpiał PSL – 5,13% przełożyło się na 3,48% mandatów.

Analizy wyników wyborów w wielu krajach wskazują, że metoda jest jedną z mniej proporcjonalnych ordynacji w praktyce. Udowodniono za to, że metoda D’Hondta jest jedyną spójną, monotoniczną, stabilną i zrównoważoną metodą, która sprzyja koalicjom, tzn. równo traktuje partie o tej samej liczbie głosów, zwiększenie liczby mandatów nie zmienia proporcji między komitetami, dwie połączone partie nie zyskują ani nie tracą więcej niż jeden mandat.

Są dwie popularne proporcjonalne alternatywy – metoda Sainte-Laguë albo Hare’a-Niemeyera.

Metoda Sainte-Laguë została już wykorzystana w jednych wyborach w Polsce, do Sejmu w 2001 roku. Jest dość podobna do metody D’Hondta, ale w efekcie więcej zyskują średnie ugrupowania kosztem małych i dużych.

Metoda Hare’a–Niemeyera jest wykorzystywana m. in. w Hongkongu, w Rosji, na Ukrainie. Ma następujące zalety – prostota, idealna proporcjonalność. Jest jednak w niektórych przypadkach zawodna, na przykład przy zwiększeniu liczby mandatów część komitetów może stracić część swoich miejsc.

Są jeszcze inne sposoby przeliczania głosów na mandaty, na przykład pojedynczego głosu przechodniego (w skrócie – głosujący wybiera kilka kandydatów, nadając im różny stopień preferencji, wykorzystywany w części krajów Wspólnoty Brytyjskiej), czy różnego rodzaju ordynacje mieszane. Jednak ich proporcjonalność jest już kwestią dyskusyjną.

A może nie wybory proporcjonalne, a większościowe? Spójrzmy na to, jak wygląda Izba Reprezentantów w USA, Izba Gmin w Wielkiej Brytanii, czy polski Senat – taka sytuacja prowadzi najczęściej do duopolu. Jest to, w naszej ocenie, mniej demokratyczne rozwiązanie. Chcielibyśmy raczej iść w przeciwną stronę, w stronę większego udziału małych komitetów w życiu publicznym.

Sama metoda D’Hondta nie działa bardzo źle, gdy prawie wszystkie komitety przeskakują próg – różnica między wynikiem głosowania a podziałem mandatów w przypadku komitetów nie przekracza raczej 5 punktów procentowych. Uważamy jednak, że to, co zadziało się w 2015 roku nie jest w porządku – nie jest w porządku, że PiS dostał większość dzięki poparciu tylko 38% głosujących. Czy osiągnąć to poprzez obniżenie progu, czy poprzez zmianę ordynacji (i na jaką), to już inna sprawa i temat do debaty społecznej.

NAPISZ DO NAS

Masz pytanie lub komentarz? Czekamy na Twoją wiadomość!

Wysyłanie

©2024 .Nowoczesna Wszelkie prawa zastrzeżone

Zaloguj się używając swojego loginu i hasła

Nie pamiętasz hasła ?